Któregoś wieczora, kiedy wracałem jak co tydzień z treningu, znów zapatrzyłem się w niebo. Wbrew temu, co możecie w tej chwili myśleć, kropla deszczu nie wpadła mi w oko. W oku zalśnił natomiast blask rozgwieżdżonego nieba. Jakby tego było mało, taki widok towarzyszył mi po zmroku już od kilku dni.
Pomyślałem więc o tym, jak tą pogodę wykorzystać - w końcu nie zdarza się tu często. I wpadłem na pomysł.
"Kto chce iść na spacer?" - zawołałem już od progu. W sumie tak dla formalności, bo wiedziałem jaki będzie odzew. Benedine już spała. Saszo grał na komputerze. Pardis odrabiała zadanie, schowana w swoim pokoju za kuchnią. Zatem spacer z Wan Yung - też dobrze, wiem przynajmniej, że jej też sprawia to przyjemność.
Miło było spacerować pod rozgwieżdżonym niebem w chłodny i rześki listopadowy wieczór. Miło było iść w milczeniu i słuchać Wan Yung, która niespodziewanie się rozśpiewała. Miło było wyobrazić sobie, że te musicalowe piosenki o miłości kiedyś ktoś zaśpiewa dla mnie z przekonaniem i sercem.
Ale nie tym razem Wojtku, na pewno nie tym razem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Kiedyś miałem tendencję do samotnego spacerowania późnymi wieczorami. (Czasem towarzyszył mi wierny piesek). Tzn. ciągle spacerowałem i chłonąłem każdą igiełkę zimnego powietrza, rozbudzającą i pobudzającą do dalszego spaceru.
Najbardziej wtedy brakowało mi właśnie towarzystwa drugie osoby, a jeszcze bardziej Tej osoby.
A teraz to się z chaty wyjść nie chce.
Cortazar pisze tak: "Droga Glendo, list ten nie będzie wysłany normalną drogą, ponieważ nic z tego, co jest między nami, nie może być włączone w rytuały kopert i urzędów pocztowych. Będzie to raczej tak, jakbym włożył go do butelki i rzucił w fale Zatoki San Francisco, nad której brzegiem wznosi się dom, skąd to piszę, jak gdybym go przywiązał do mew przelatujących za moim domem i niby uderzenie cienia na sekundę zaciemniających klawisze maszyny". ("Butelka rzucona w morze" z tomu "Niewpory".
Trzymaj się.
Prześlij komentarz