środa, 31 października 2007

Jeff

Jeff to mój były profesor i obecny pracodawca. Zatrudnia mnie jako Research Assistant, czyli pomocnika do badań. Co tydzień spotykamy się i Jeff zadaje trudne pytania, na które potem przez cały tydzień szukam odpowiedzi. Czemu na przykład nie mamy szczepionki na HIV? Albo: na ile program "Człowiek na Księżycu" doprowadził do powstania mikroprocesorów? Tydzień schodzi na szukaniu informacji, kolejny na przekuwaniu ich w artykuł. I to wszystko w ścisłym związku z ekonomią.

Ale nie o swojej pracy chciałem pisać, a o Jeffie właśnie. Na stronie wydziału, gdzie jest profil-dorobek naukowy profesorów, znalazłem informację, że promotorem Jeffa podczas jego studiów na Yale University był nie kto inny jak James Tobin. James Tobin natomiast w 1981 otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii.

Wczoraj, bo spotykamy się co wtorek, wspomniałem zdanie Josepha (Józefa) Stiglitza na temat rynku szczepionek (bo to jest mój bieżący temat). Jeff odpowiedział, że Joe (Józio) dawniej, kiedy uczył go mikroekonomii, nie miał takich radykalnych poglądów i dopiero na starość się zrobił ortodoksyjny. Joseph Stiglitz to były prezes Banku Światowego i laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2001.

Jeff to zabawny i sympatyczny starszy pan.

Skrzypce

Ta historia jest już tak stara, że właściwie nieaktualna. Stary chleb - choć jeszcze dobry, to już nie tak smaczny.

Zaczęło się tak: Pardis zapytała na początku roku, czy nie znam kogoś, kto umie grać na skrzypcach. Bo chciałaby się uczyć, ale na zajęcia w wydziale muzyki jej nie wpuszczą. A prywatnie za drogo. Ale sprawa się zamknęła, bo nikogo nie znałem.

I wtedy pojawiła się Kaja. Spotkałem ją na Fresher's Fair, bo chciała się zapisać do naszego klubu. Po krótkiej rozmowie okazało się, że też jest (częściowo) z Polski. I od 10 lat gra na skrzypcach. Kilka dni temu przyjęli ją do orkiestry uniwersytetu londyńskiego. I Kaja powiedziała, że moglibyśmy się dogadać i mogłaby nas uczyć.

W tym czasie Pardis doszła już do wniosku, że nie ma czasu (ponoć to tata zakazał jej się rozpraszać). Jeśli o mnie chodzi, to skrzypce, owszem, szlachetny instrument, ale nie łudziłem się, że chodząc na te lekcje (i nie ćwicząc w domu) czegokolwiek się nauczę.

Ale i tak spróbowałem. Skrzypce okazały się łatwiejsze niż myślałem - to pewnie przez to podobieństwo do gitary - gdyby jeszcze były progi, to byłaby bułka z masłem. Ale Kaja powiedziała, że i tak dobrze mi szło jak na pierwszy raz. To było na początku października. Teraz mamy listopad, a nadal jestem tylko po pierwszej lekcji. I pewnie tak już zostanie.

Long time no see!...

...powiedziałby Anglik. Faktycznie, dawnośmy się nie słyszeli. A działo się u mnie dużo. Czasami chciałoby się powiedzieć, że aż za dużo - ale to przecież nie w moim stylu. W każdym razie ciekawe wydarzenia i okoliczności przyplątują się same. Jakie? Po kolei...