Właściwie wstyd się przyznawać, ale nie wiedziałem, że w Wielkie Brytanii zdarzają się trzęsienia ziemi. Zawsze sądziłem, że Europa to bezpieczny zakątek świata, gdzie naturalne katastrofy przystępu nie mają.
Wczoraj okazało się jednak, że w istocie jest inaczej. Podobno Ci, którzy mieszkają w akademikach odczuli lekkie wstrząsy. Nic się nie stało i cała sprawa niosła ze sobą nie niepokój, ale ekscytację. Ja całą rzecz przespałem. Zrozumiałem natomiast, że kiedy rok temu obudziłem się w środku nocy i zobaczyłem, że woda w butelce lekko drżała, to nie były to żadne zwidy.
piątek, 2 maja 2008
Wieczór po koreańsku
Sobotni wieczór zaczął się w czwartek. Wtedy właśnie przygotowywałem mazurek, żeby nie przychodzić na kolację z pustymi rękami. Nie mogłem się zdecydować na nadzienie, więc wybrałem...jedno i drugie - zrobiwszy pośrodku blachy przedział, po jednej stronie nałożyłem orzechów z miodem, po drugiej natomiast płatków migdałowych ze śmietaną i skórką pomarańczową. Z okazji zbliżającej się Wielkanocy postanowiłem na koniec dodać świąteczny akcent i całość wyglądała tak:

Nie było to jednak nawet częściowo odpowiednikiem tego, czym ugościły nas Victoria i Jooyoung. Sądziłem, że już poprzednio skosztowałem tradycyjnych i typowych dań z Korei. Myliłem się. Tajemnicze potrawy o niezwykłych kolorach bulgotały w patelniach, a egzotyczne zapachy unosiły się w powietrzu. Było to jak wejście do świątyni, gdzie zapach kadzidła i krzątanina poprzedza zbliżający się rytuał, gdzie w pełnym napięcia powietrzu można wyczuć ciekawość i niecierpliwe oczekiwanie. Sama uczta była zaś iście niebiańska.
Zaspokoiwszy zmysły smaku i zapachu, przeszliśmy do pokoju. Tam nasyciliśmy się poezją i pięknem, oglądając film historyczny o Korei. Każdemu, kto miałby okazję, polecam: "King and the Clown". Jest to też bodaj jedyny film, jaki dane mi było oglądać, w którym aktor jest piękniejszy (piękniejszy, nie bardziej przystojny) od aktorek.
Na rozmowach i żartach mijała nam noc, więc kiedy wychodziliśmy, ptaki wyśpiewywały już nadchodzącą jutrzenkę.
Nie było to jednak nawet częściowo odpowiednikiem tego, czym ugościły nas Victoria i Jooyoung. Sądziłem, że już poprzednio skosztowałem tradycyjnych i typowych dań z Korei. Myliłem się. Tajemnicze potrawy o niezwykłych kolorach bulgotały w patelniach, a egzotyczne zapachy unosiły się w powietrzu. Było to jak wejście do świątyni, gdzie zapach kadzidła i krzątanina poprzedza zbliżający się rytuał, gdzie w pełnym napięcia powietrzu można wyczuć ciekawość i niecierpliwe oczekiwanie. Sama uczta była zaś iście niebiańska.
Zaspokoiwszy zmysły smaku i zapachu, przeszliśmy do pokoju. Tam nasyciliśmy się poezją i pięknem, oglądając film historyczny o Korei. Każdemu, kto miałby okazję, polecam: "King and the Clown". Jest to też bodaj jedyny film, jaki dane mi było oglądać, w którym aktor jest piękniejszy (piękniejszy, nie bardziej przystojny) od aktorek.
Na rozmowach i żartach mijała nam noc, więc kiedy wychodziliśmy, ptaki wyśpiewywały już nadchodzącą jutrzenkę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)