Nie było to jednak nawet częściowo odpowiednikiem tego, czym ugościły nas Victoria i Jooyoung. Sądziłem, że już poprzednio skosztowałem tradycyjnych i typowych dań z Korei. Myliłem się. Tajemnicze potrawy o niezwykłych kolorach bulgotały w patelniach, a egzotyczne zapachy unosiły się w powietrzu. Było to jak wejście do świątyni, gdzie zapach kadzidła i krzątanina poprzedza zbliżający się rytuał, gdzie w pełnym napięcia powietrzu można wyczuć ciekawość i niecierpliwe oczekiwanie. Sama uczta była zaś iście niebiańska.
Zaspokoiwszy zmysły smaku i zapachu, przeszliśmy do pokoju. Tam nasyciliśmy się poezją i pięknem, oglądając film historyczny o Korei. Każdemu, kto miałby okazję, polecam: "King and the Clown". Jest to też bodaj jedyny film, jaki dane mi było oglądać, w którym aktor jest piękniejszy (piękniejszy, nie bardziej przystojny) od aktorek.
Na rozmowach i żartach mijała nam noc, więc kiedy wychodziliśmy, ptaki wyśpiewywały już nadchodzącą jutrzenkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz