środa, 16 lipca 2008

Czwartek, 10 lipca

W pracy zamieszanie: nie wiadomo dla kogo mam pracować! Ekipa z Citibanku chciałaby, żebym dalej pomagał im przy kwestionariuszach, ale już Roshni z innego działu domaga się o mnie. Stanęło na tym, że jutro będę poprawiał jakieś tabele dla niej. Później nowa szefowa powiedziała mi, że tabele trzeba poprawić ręcznie -przeliczyć średnią w odniesieniu do poprzedniego roku. To mówiąc, wskazała na wysoki na pół łokcia stos tabel dla 12 różnych krajów. Potakiwałem skrzętnie głową, zadawałem pytania, a w duchu miałem nadzieję, że jakoś mnie to ominie. Istotnie - okazało się, że Marion z Francji potrzebuje pomocy bo zalega z wysłaniem jakiś innych tabel do klienta - jutro więc pracuję ostatecznie z nią.

W czasie przerwy obiadowej poszedłem do punktu Foto, żeby zapytać o cenę zdjęć do wizy amerykańskiej. Cena: 15 funtów za 2 zdjęcia (i promocyjne 25 za 4) przekonała mnie co do tego, że znam się na fotografii cyfrowej i jej obróbce wystarczająco dobrze, żeby całe zdjęcie samemu i wywołać za funta następnego dnia.

Wieczorem w domu czekało mnie jeszcze sprzątanie. Jak to człowiek potrafi przez tydzień zarosnąć! Zlew pełen brudnych naczyń, cztery pary butów tańcząca radośnie w przedpokoju, artystyczny nieład w pokoju (kompozycja abstakcyjna “Gdzie kończy się szafa, a zaczyna podłoga?”) – wszystko to szybko znikało, bo przecież jutro przyjeżdżali Rodzice. Gdzieś przed północą pomyślałem jeszcze, że dobrze by było upiec ciasto. Wraz z Googlem zdecydowaliśmy się na ciasto bananowe.

1 komentarz:

Staszek Krawczyk pisze...

"Postanowiliśmy bowiem, Google i ja...".

Dobrze wiedzieć, że obrabiasz zdjęcia — nie wiadomo, kiedy się to może przydać. ;-)

Środa Ci uciekła, tudzież weekend 5-6 VII; czy to planowe?

I w ogóle o jakich Ty godzinach piszesz tego bloga, hę? :)

I jeszcze pytanie z ciekawości: czy w tej pracy przydaje się jakoś Twoja wiedza z ekonomii? Albo na odwrót: czy to, co robisz, rzuca jakieś nowe światło na Twoje studia?