„…is just me who can't resist but has concerns about the amount of sweets we consume here :-)
Jacqui Ball
Associate Project Director “
Tak właśnie tu jest – co dzień ktoś podrzuca na biurko w przejściu paczkę słodyczy, cukierków albo ciasto. Irytuje mnie to nieco, bo chciałbym nie tylko jeść, ale dać jeść innym. Znaczy się – upiec ciasto. Problem w tym, że nie bardzo mam na to czas. Być może w weekend się znajdzie. Dziś natomiast jestem poirytowany nawet bardziej, gdyż Ed, który siedzi dwa biurka dalej, przyniósł właśnie samodzielnie upieczone ciasto. Tym samym, chociaż nie zdaje sobie zapewne z tego sprawy, rzucił mi ciche wyzwanie – nie mogę przecież przynieść zwykłego biszkopta, kiedy on raczy nas ciastem bananowym z kawałkami czekolady. Ambicja, ach, trudna rzecz!
W południe poszliśmy na piątkowy lunch – dołączyłem bardziej z ciekawości niż z potrzeby. Jedynym zaskoczeniem był fakt, że Anglicy serwują „sandwich” z tuńczykiem czy bekonem....na talerzu pełnym frytek. Co kraj to obyczaj, jak to mawia czasem moja babcia...
Wieczorem natomiast jedziemy z Wan Yung do Coventry, odwiedzić Pardis i jej rodziców. Myślałem, że autobus jest o 20.30. O 17.30 zaś zorientowałem sie, że odjeżdża zaledwie godzinę poźniej. Zdążyliśmy jednak w samą porę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz