...mam jeden konkretny dzień lekcji. Zaczynam o 9 makroekonomią, z drugiej godziny uciekam, bo zaczyna się hiszpański, po dwóch godzinach espanol biegnę na wykład z matmy, a zaraz po nim po godzinie ćwiczeń z makroekonomii, mikroekonomii i matematyki. W ten sprytny sposób połowę wszystkich godzin mam odrobione w pierwszy dzień. Tak między nami, powiem Wam, że poniedziałek po południu już widzę na horyzoncie weekend...
We wtorek jest inaczej - mogę spać ile mi się podoba, wstać na obiad i dopiero później rozgrzać umysł na zajęciach. Oczywiście znacie mnie i wiecie, że nie lubię spać długo, dlatego mam miłe wolne przedpołudnie, kiedy nikogo nie maw domu. W sam raz żeby pouczyć się i poczytać. Albo popisać tego bloga.
Jest jeszcze jedna zaleta - nie muszę wstawać wcześnie, więc nie muszę też wcześnie iść spać (czytaj: mogę iść spać bardzo późno). A że Wan Yung przychodzi z pracy (tak, dalej pracuje w barze studenckim na nocnych zmianach) przed drugą, jest jeszcze chwila albo dwie...albo trzy...żeby porozmawiać.
Środa - cóż w środę? W środę 2 godzinki od 10 do południa! Wykład z Industrial Economics, zaraz później ćwiczenia z tego. No i jeszcze wykład o religiach ojca Vlada - trzeba sobie czasem zrobić małą przyjemność, prawda?
I czwartek na deser, ostatni wysiłek przed weekendem, niczym ostatnia prosta w wyścigu:
- espańol muy temprano, czyli o 9 zaczynamy hiszpański
- wykład z mikroekonomii
- godzina przerwy na obiady czwartkowe - tradycyjnie, na Anioł Pański...
- wykład z matematyki niczym dobra puenta kończy wszystko o 14.
Zaraz, krzyknie strudzony polski Student, jak to!? A gdzież piątek, dzień, który w całej swej istocie był przecież zapowiedzią i radosnym zwiastunem weekendu, piątek, którego każdą godzinę lekcji odliczało się z rosnącym niepokojem i radością, by w końcu - niczym więzień wypuszczony na wolność - zacząć beztroskie Piątkowe Popołudnie? Gdzie to wszystko się, Wojtku, podziało?
Nie wiem jak to powiedzieć, żeby nikogo nie urazić... W planie mam kratki z dniami i godzinami. W piątek wszystkie kratki są puste...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
A podobno na drugim roku miało być ciężej, tak?
A ile treningów masz w tygodniu? Szesnaście? :)
hmmm ja miałem każdy poniedziałek wolny, no ale że namieszali to mam tylko co drugi.. no a w piątki też lightowo bo tylko języki obce (przy czym na 99% mnie zwolnią z angielskiego).. no więc w sumie przy takim planie jak mam to też się nie przemęczam ;)...
Prześlij komentarz