Kiedy wchodziłem do wielkiego, lśniącego szkłem i czerwonym marmurem gmachu na 6 London More Place, obawiałem się troszkę – pierwszego wrażenia, które miałem niebawem wywrzeć, rundy zapoznawczej, która zawsze jest nieco krępująca (nigdy nie pamiętam żadnych imion). I tego, czy mój ubiór będzie wystarczająco przyzwoity. Niepotrzebnie. Naprzeciwko mnie widzę pana w dżinsach i t-shircie, a atmosfera jest raczej luźna i przyjazna. Okazało się jednak, że na dziś nic specjalnie nie ma dla mnie do zrobienia – dopiero po 2 godzinach dostałem zeszłoroczne raporty o zadowoleniu i lojalności klientów Citibanku w Polsce i w Niemczech – do wglądu i zapoznania się, bo będę pracował nad tegorocznymi. Czas biegł powoli tak jak chmury za oknem, przesuwające się nad wieżowcami londyńskiego City, największej bodaj dzielnicy finansowej. O 17.30 wyszedłem, żeby zobaczyć się z Magdą, koleżanką z liceum.
Spotkaliśmy się na Covent Garden, które w Londynie służy jako rynek – wciśnięte między stare kamienice z XVIII i XIX wieku brukowane ulice i plac wypełnione są zwykle śpiewem ulicznych bardów i śmiechem tłumu zabawianego przez komików. Dawniej sam plac służył jako rynek kwiatowy, teraz zastąpiły go stragany z pamiątkami i kawiarnie.
Spotkanie z Magdą było trochę jak spojrzenie w lustro. Skończyliśmy przecież tą samą klasę i tak samo wyruszyliśmy na Wyspy, żeby spróbować tu naszych sił. Zdało mi się jednak, że Magda wybrała inną niż ja drogę. Jak mówiła, nie przeszkadza, a nawet pasuje jej styl życia angielskiego studenta; zrewidowała, jak mówi, swoje spojrzenie na życie, moralność i różne inne sprawy. I to jest, moim zdaniem, to ogromne zagrożenie, jakie niesie ze sobą kraj taki jak ten – w miriadzie kolorów, kultur, religii i ras, gdzie „równość w różnorodności” jest jak narodowe godło, wszystkich niesie ciepły i płytki prąd relatywizmu. To nie różnorodność stworzona z mieszania się odmienności – to wielka masa tych, dla których jakakolwiek poszczególna droga jest zbyt obojętna. Dlatego też akceptują wszystkie naraz, hucznie chrzcząc ów wyczyn „tolerancją”. Ale Magdzie ułożyło sie tu dobrze – studiuwała, jak chciała, języki, pracowała i zarabiała na siebie, a za 2 dni wyjeżdża do Rzymu na rocznego Erasmusa. Oraz pracę jako przewodnik turystyczny po Włoszech. Ciekawe, czy będzie odbierała włoską kulturę inaczej po 2 latach spędzonych w Anglii.
Wróciłem do Egham przed północą i szybko zrobiliśmy z Wan Yung zakupy online – jeśli dowiozą jutro o czasie, to zrobimy grilla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz