To już naprawdę ostatni dzwonek – niebawem Myra wylatuje do Hong Kongu, a ja wyjeżdżam do Lake District. Trzeba zatem skończyć tej nocy, teraz albo nigdy.
W czym rzecz? Postanowiliśmy zrobić dla Victorii pamiątkowy album z jej pobytu w Anglii i naszej wspólnej znajomości. Problem polegał jednak na tym, że album była mały, zaś zdjęć dużo. A konkretnie – album, mieścił zdjęć 200, każde z nas miało zaś na komputerze tysiące zdjęć ze wspólnych podróży czy spotkań. Była to jednak już końcowa selekcja, żeby tylko upewnić się, ze nie umieścimy takich samych zdjęć (każde z nas miało limit:100).
Niezwykłe w fotografii jest właśnie to, że ilekroć przyglądamy się zdjęciom widzianym już wcześniej nawet kilkanaście razy, wspomnienia wracają z równą, niesłabnącą siłą. Czego wspomnieniami nie zapisało nasze serce, to zapamiętał obiektyw. I dobrze. Teraz, patrząc na album wypełniony naszymi twarzami, możemy raz jeszcze podróżować przez wybrzeże Dorset czy szkockie gory, wspominając wszystkie przygody, które razem przeżyliśmy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz