„Anglicy są mistrzami niedomówień” pisał Jerzy Schroeder w protokole dyplomatycznym dla Wielkiej Brytanii. Istotnie. Sądziłem bowiem, że praca przewidziana na półtorej dnia, „Datatool formatting”, będzie ciekawa. A to była tylko kolejna piękna nazwa na klikanie w komórki w Excelu. 9 skoroszytów, kilka tysięcy wierszy każdy. A ja miałem wykasować co drugą linię i pokolorować to, co zostanie. Myślicie może – „biedny Wojtek”? Albo „szkoda życia na takie coś”? A ja Wam powiem – nie! Szczypta wyobraźni i komórki z danymi zamieniły się we wrogich żołnierzy na polu walki, a ramki kolumn i wierszy w drzewa i okopy. Biegłem między nimi bez tchu, oddając nie więcej niż 2-3 strzały w serii. Każdy strzał był zwycięstwem w pojedynku – któż pokonał kiedykolwiek 340 wrogów bez porażki? Ale i ja czasem padałem – nietrafiony strzał i cała wielotysięczna kolumna odznaczała się i musiałem zaczynać od nowa. Tak to 5 godzin nudy zamieniłem na dramatyczny teatr wojny...
Na wieczór natomiast plan był dużo ciekawszy. Po 2 latach pobytu w Londynie postanowiłem zrealizować kulturowe marzenie i zobaczyć jeden ze słynnych musicali na West Endzie. Wan Yung dostała bilety i o 7.30 zasiedliśmy w fotelach, żeby zobaczyć „Les Miserables”, czyli adaptację „Nędzników” Victora Hugo...
1 komentarz:
Ha! Naprawdę się nie nudziłeś przez całe pięć godzin? Nie koloryzujesz odrobinę? ;-)
Musical na West Endzie: will remember about that!
Prześlij komentarz