sobota, 9 sierpnia 2008

Czwartek, 31 lipca

Wieczorem, niczym magik, którego sława wyprzedza go o wiele dni, przybywa do miasta, by oczarować widownię czymś niezwykłym, spoza ram ich szarego życia, tak właśnie w naszym domu zagościła kuchnia irańska. Pozwolono mi, co uważam za niemały zaszczyt, wziąć udział w przygotowywaniu perskich dań. Mieszałem więc, pod czujnym okiem babci Pardis, ugotowane bakłażany (po irańsku: baadenjaan, czytamy: „bodemdżun”). Papka była żółtozielona i niewielu z tych, którzy zobaczyliby ją po raz pierwszy, nabrałoby na nią apetytu. Ja jednak miałem szczęście kosztować tę potrawę wcześniej, w domu Pardis w Coventry i wiedziałem, że nie należy zważać na formę dania, lecz na jego treść.

Po kilku minutach „madardżun” (bo tak po irańsku brzmi „babcia„ [dosłownie znaczy to szanowna mama]) dosypała dwie garście suszonej mięty i zapach unoszący się znad garnka zrobił się jeszcze bardziej kuszący. Ja wciąż mieszałem, Pardis zaś stała koło nas i cierpliwie tłumaczyła moje pytania odnośnie tego przepisu. Babcia zaś zaczęła rozrabiać jakąś białą substancję, na którą w europejskich językach nie znaleźliśmy odpowiednika (zdradzę Wam jednak w tajemnicy, że po irańsku nazywa się ona kashk i jest to skondensowana serwatka). Jest ona sekretem nie tylko tej jednej potrawy, ale całej kuchni Mazandaranu, to jest prowincji na północy Iranu, obejmującej południowe wybrzeże Morza Kaspijskiego, skąd wywodzi się rodzina Pardis. Babcia raz po raz spoglądała na moje mieszanie, po czym z pogodnym uśmiechem kiwała głową, jak gdyby mówiąc – tak dalej. Nie było zresztą tak, że nie znała angielskiego w ogóle, jednakże jeśli moje pytanie wymagało dłuższej odpowiedzi, mimowolnie zaczynała mówić po irańsku, ja zaś potakiwać i uśmiechać się do czasu, kiedy Pardis napominała ją, że mimo jej szczerych chęci ja nic nie rozumiem.

Moja rola skończyła się, bo kashk-e-baadenjaan było gotowe. Okazało się, że madardżun nie kończy gotować. Po kwadransie pojawiło się jeszcze „bedźbedź”, czyli kwaśna potrawa z mielonego mięsa oraz ryż z kminkiem. Zamknąłem oczy, zakosztowałem tych specjałów i przeniosłem się wyobraźnią do Iranu…

Brak komentarzy: