piątek, 22 lutego 2008

Myra's concert

Wszedłem na salę, gdzie zwykle mamy wykłady w poniedziałki rano (to ta, gdzie multikinopodobne fotele są zbyt wygodne, by pozostać na jawie...). Niewiele się zmieniło - tyle tylko, że na środku sali stał fortepian, zaś wokół niego 3 krzesła i stojak na nuty. A w powietrzu wokół atmosfera lekkiego napięcia i oczekiwania.

To uczucie, nieobce mi przecież, a tak dziś odległe, wróciło na chwilę jak przyjaciel po długiej rozłące. Przed oczyma stanęły mi ten wszystkie chwile, kiedy byłem po drugiej stronie sceny, czekając na kulisami na właściwy moment. Żeby wyjść i przemówić, zagrać rolę, a nawet zaśpiewać czy zatańczyć. Wszystko to było jak pożółkła fotografia, tak samo pełna emocji, ale jakby zamglona. Poczułem, że bardzo brakuje mi tego uczucia i świadomości tworzenia - dla siebie i innych.

Ale dlaczego w ogóle tam się znalazłem? Otóż koleżanka z Bootsów, Myra, grała fragment Piano Trio Mendelsona (na skrzypcach). Zatem stawiliśmy się solidarnie, by ją wesprzeć i nagrodzić oklaskami. Sama Myra nie była zadowolona ze swojego występu, ale mi się podobało.

1 komentarz:

Staszek Krawczyk pisze...

A myślisz o tym, żeby wrócić do jakiegoś tworzenia? Choć wiadomo: czas...