Kolejny dzień jak poprzedni – pół zespołu ślęczy nad kwestionariuszmi, bo dziś muszą być wysłane do potwierdzenia przez klientow – oddziały Citibanku w poszczegolnych krajach. Mieliśmy też dwa spotkania – o tym, jak działa system numerków używany do kodowania odpowiedzi oraz o tym, co jeszcze musimy sprawdzać w kwestionariuszach. Pod koniec natomiast dnia zrobiło mi się głupio, bo zachowałem nową wersję dokumentu pod nazwą innego pliku i tamten zniknął. A ważny był... Ale jakoś się to odkręciło, bo były aż 4 wersje, więc wzięliśmy po prostu tę nieco starszą.
Po skończeniu pracy poszedłem na poszukiwanie książek o fotografii. Zarówno Borders, jak i Blackwells, dwie wielkie księgarnie w centrum Londynu, miały duży asortyment. Jednak nie dość duzy. Pośród książek i podręcznikow ciekawych nie znalazłem tych najbardziej polecanych na forach internetowych. Będę szukać dalej.
Wieczorem znów autostop (pan w wypasionym aucie: Ukrainiec) i opisywanie zdjęć. W domu coraz większy bałagan, ale nie na długo – w piątek przyjeżdżają rodzice, więc do czwartku wieczora zbieram jeszcze motywację do sprzątania. Z jednej storny jest to dobre, żeby mimo mieszkania samemu mobilizować się dla samej idei czystości i porządku – zapewne ułatwia to życie. Ale przecież i zabiera czas. Dlatego ma swój urok to, że teraz przez te kilka dni mogę mieć taki bałagan, jaki tylko mi się podoba i nikt o to nie zrobi awantury. Naczynia piętrzące się w zlewie, ciuchy porozrzucane po pokoju, książki i papiery porozwalane na stole i podłodze pośród „innych ważnych rzeczy” czy buty powoli dominujące przestrzeń przy drzwiach – studenci, czy to nie piękne?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Bardzo piękne! Ale zapewniam, że tylko dopóty, dopóki nie lądują u Ciebie ksera z trzech lat studiów, z którymi chciałbyś zrobić coś sensownego — np. w czytelny sposób je uporządkować i porządnie zmagazynować.
Ale za to taki skromny bałaganik, nie zaprzeczam, ma swój urok. ;)
Prześlij komentarz